Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

długo siedział i milczał, trzymając w ręku złowrogi dokument, niszczący cały gmach pięknych złudzeń, radośnych nadziei i zawodnych pewności. Dr. Mitręga zrozumiał, że dzieje się coś niezwykłego w umyśle jego przeciwnika, i zamilkł także. Po niejakim czasie Wołodecki wstał, wziął kapelusz i wyszedł, nie pożegnawszy się z nim i nie zwróciwszy mu biletu Natalii.
— A to byłoby... dobrem — pomyślał p. doktor — gdyby ten pedagog teraz wziął mię za słowo i wyzwał mię na prawdę. Mógłbym mu wprawdzie zarzucić, że nie jest szlachcicem, ale kto wie, może ma dokumenta... Przyznanoby mu słuszność, a toby mi wcale nie było na rękę. No, ale ostatecznie można to jakoś ułożyć... na pałasze np. i do pierwszej krwi...
Tymczasem, nic podobnego do krwawych i śmiercionośnych zamiarów tego rodzaju nie postało w myśli Stanisława. Zdawało mu się wprawdzie, że otrzymał raz śmiertelny, ale nie winił nikogo, oprócz własnej ślepoty i zarozumiałości. Opowiadanie Smiechowskiego żywo stanęło mu przed oczami. Ani już wątpił, że Natalia, przyjmując jego miłość, chciała się poświęcić dla ocalenia ojca od hańby, na jakąby go narazić mogło wyjawienie owej dawnej i zapomnianej już sprawy. Kochał ją dotychczas, a obecnie ubóstwiał, poniżając siebie w własnej opinii jako niegodziwca, wyzyskującego tak drażliwe położenie. Uczciwość i honor wskazywały mu zbyt jasno, jak sobie miał postąpić, nie chciał atoli okazać najmniejszej porywczości, najmniejszego pośpiechu lub rozgoryczenia, a może zresztą gdzie w zakątku serca jego kryła się i nadzieja, że zaszło jakieś olbrzymie, trudne do uwierzenia nieporozumienie, dość, że postanowił widzieć się z Natalią, jakkolwiek nie miał wyobrażenia, jak wybrnie z tego zadania, jeżeli ona potwierdzi to, co napisała do Mitręgi.
Chciała wychodzić z pokoju, gdy się pojawił, musiał ją prosić, ażeby się chwilkę zatrzymała. Spojrzała na niego zdziwiona niezwykłym jego tonem, a w połowie uradowana,