i pan Kluszczyński byli obaj urzędnikami chaockimi w Stawiczanach. Twój ojciec miał mały mająteczek, częścią odziedziczony, częścią pochodzący z posagu twojej matki. Część pieniędzy umieścił na hipotekach, a część trzymał w domu. Jednocześnie działo się to, co się powtarza od czasu do czasu, że rząd chaocki ścigał wszystkich malkontentów milicyjskich, w niezbyt przyjaznym zamiarze powieszenia ich na pierwszej szubienicy, jakaby się znalazła. Trzech takich malkontentów uciekało przez Stawiczany, i mieli rekomendacye od ojca pani Kluszczyńskiej, rządcy w dobrach starego hr. Skirgiełły, do pana Kluszczyńskiego. Ten umieścił jednego z nich na nocleg u siebie, a dwóch dał do twego ojca. Malkontent umieszczony u pana Kluszczyńskiego miał przy sobie sakiewkę z dwoma tysiącami czerwieńców, którą, kładąc się spać, położył pod poduszkę i której rano nie znalazł. Wiedziałem o tem wszystkiem, bo jak wiesz, sam pochodzę z rodziny malkontentów. Zrobiła się chryja, cicha i niewyraźna, bo ani malkontenci nie śmieli mówić głośno, ani nikt głośno przyznawać się do nich. Pan Kluszczyński skorzystał z okoliczności, że wszyscy trzej malkontenci, nim się rozstali wieczorem, zmęczeni drogą i brzydkiem powietrzem, wypili byli po kilka szklanek herbaty z rumem, która ich zamroczyła, wmówił więc w nich, że jego malkontent przed rozstaniem się, wręczył swoją sakiewkę do przechowania jednemu z dwóch malkontentów twego ojca, a więc czerwieńce zginęły u was, nie u niego. Twój ojciec nie rzekł ani słowa, przeliczył czerwieńce na idealniki, co uczyniło dziesięć tysięcy, tj. tyle, ile jeszcze posiadał kapitału, i oddał całe swoje mienie okradzionemu malkontentowi. Malkontenci odjechali, a w miesiąc później usunięto twego ojca z posady i wytoczono mu proces o przechowywanie malkontentów. Z procesu nic nie było, ale stary zmartwił się swoją ruiną i umarł, a pan Kluszczyński w rok później kupił małą wioskę, z której powoli zrobił większą, itd. Teraz uważaj. Ów okradziony malkontent żyje, jest to hrabia Grozdawicki, wiceszpitalnik powiatu Moszrodziejowskiego, którego widujesz
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/172
Wygląd