Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyby były utworem jego własnego geniuszu. Następnie porwał pierwszy egzemplarz Orędowniczki, który się wysunął z pod prasy, włożył go do kieszeni i zawoławszy Turpina, ruszył w jego towarzystwie na przedmieście, do dworku sekretarza Kluszczyńskiego.
Na ganku zastał pannę Natalię, od której się dowiedział, że „ojciec zaraz nadejdzie“. Usiadł więcna ławeczce i dla zabicia czasu rozpoczął rozmowę z panną sekretarzówną wyrazem żalu, że dawno już nie miał przyjemności jej widzieć.
— To pan raczej stajesz się rzadkością — odpowiedziała mu. — Ale nic w tem dziwnego: sprawy publiczne, literatura, a zapewne jeszcze i inne... jakże mam powiedzieć? zajęcia, nie zajęcia — myśli, afekta...
— Mówisz pani zapewne o sprawach serca. Co do tych, znam w redakcyi Orędowniczki kogoś, kogo właśnie te afekta ciągną w tę stronę raczej... i nie dziwię mu się wcale, lecz mu zazdroszczę.
— Nie rozumiem, o kim pan mówisz.
— Jak to, wszakże p. Wołodecki...
— P. Wołodecki! Co pan możesz mieć do zazdroszczenia p. Wołodeckiemu!
Słowa te powiedziane były w sposób, który w istocie stawiał p. Wołodeckiego w świetle mniej godnym zazdrości.
Dr. Mitręga bieglejszym był w dostrzeganiu takich subtelnych odcieni głosu, niż w innych naukach. Zresztą, od rana tak głęboko zajmował się kwestyami ekonomicznemi, że jak zwykle u ludzi mających umysł wytężony w jednym kierunku, sama z siebie nasunęła mu się myśl, że Zacierkiewicz jest wprawdzie bogatszym od Kluszczyńskiego, ale ma trzy córki, Kluszczyński zaś tylko jedną.
— Niewiele, zapewne, a przecież bardzo wiele — odparł bez namysłu.
— Na takiem stanowisku, jakie pan zajmujesz, i które pozwala panu obsypywać innych dobrodziejstwami, raczej p. Wołodecki mógłby panu wszystkiego zazdrościć. Wszak niedawno, czytałyśmy w dziennikach, jak szlachetnie pan postąpiłeś z dzierżawcami w swoich dobrach.