Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kobieto, milcz, i nie mięszaj mi się do interesów, zwłaszcza gdy ich nie rozumiesz!
— Być może, że nie rozumiem, ale czuję...
— Czujesz, czujesz! I ja czuję także, jak się kto dobiera do mojej kieszeni. Hołysz, któremu potrzeba będzie sprawić meble i suknie, i dać mu utrzymanie dla niego i dla żony! Piękne mi uczucie!
— Najpierw, nie hołysz, bo odebrali wczoraj 8000 od Łapińskiego, a zresztą ma utrzymanie przy gazecie, o którem sam tyle mówiłeś. Nakoniec, Natalia mu sprzyja, a jeżeli tak zechcemy przebierać i czekać aż się o nią oświadczy Rotszyld, to chyba nigdy jej nie wydamy.
— Mam ja moje plany, na które i dziewczyna się zgodzi, jeżeli ma rozum. A co się tyczy Wołodeckiego, wyperswaduję mu i basta.
Długo jeszcze trwał spór między pp. Kluszczyńskimi na ten temat, wśród którego, ile razy pani Magdalena poruszyła ową tajemniczą sprawę zadośćuczynienia, należącego się Wołodeckim, sekretarz przerywał jej mowę głośnym wybuchem gniewu. Sekretarzowa należała do tego rodzaju żon, które milkną wobec brutalnego krzyku, a zresztą tak mało znała się na interesach, że nie mogła poprzeć żadnym racyonalnym argumentem tego, czego się raczej tylko domyślała, co czuła nawet głęboko, ale co w szczegółach swoich było dla niej niejasnem.
Pod złemi tedy auspicyami rozpoczęła się nazajutrz konferencya między Stanisławem, we fraku i perłowych rękawiczkach, a sekretarzem w szlafroku i z długim cybuchem w ustach. Zresztą, przez noc, stracił nasz bohater wielką część tego, sangwinicznego usposobienia, które znalazło było swój wyraz w fejletonie, przeznaczonym dla Orędowniczki. Rozważył, że majątek sekretarza ceniono na parę kroćstotysięcy, i że krok, na który się ośmielił, mógł być tłumaczonym jako prosta spekulacya na posag. Przedstawił więc swoją prośbę nieśmiało i otworzył tem samem szerokie wrota darowi perswazyi, który sobie przypisywał sekretarz. Sprawa stała coraz gorzej, p. Kluszczyński pra-