Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aż spadły zwiędłe liście w lesie,
Jakby od gonu burzy.
„Nas tu dwóch, słońce“ tak powiada,
„Pochód twój słabnie, twarz twa blada,
Iść każe ci boży goniec;
Tysiące bowiem lat, tysiące,
Widziałoś ludzkie łzy gorące,
Czas już, by był ich koniec.

Cóż, że pod tobą ludzkie plemię
Pyszniło się, tworzyło,
Że ujarzmiało morze, ziemię,
Że panem ognia było?
Lecz ja nie czuję dzisiaj bólu,
Że tracisz tron swój, dnia ty królu.
Bo jakąż to godziną
Twe tryumfalne wszystkie blaski
Przyniosły trochę zbawczej łaski
Dla serc co z nędzy giną?

Idź! Na widownię biednej ziemi
Niech spadnie już kurtyna!
Niech ze wschodami się twojemi
Prasędzia już nie wszczyna!
Niech teatr skończy się ponury,
Nie prowadź ludzi na tortury,
Nie dręcz ich męką świeżą;
Choroba zmięła ich straszliwie,
Lub jak pokosy traw, na niwie
Bitewnej ścięci leżą.

I mnie znużyły na ostatku
Gasnące twoje żary: