Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ganiom: szła prosto nie odwracając głowy, co wszakże nie przeszkadzało jej spozierać od czasu do czasu zezem na drażniące jej ciekawość zbocze.
Gdyśmy wreszcie stanęli w siodełku pomiędzy grzbietem Świstówki a wschodnim Miedzianego, widok ztamtąd na dziką kotlinę u stóp naszych i rozległy krajobraz dolin ku Białce z majestatycznem obramieniem Wołoszyna na zachód a szeregu poszarpanych turni wschodnich z Muraniem na czele — wynagrodził w zupełności mgłę wczorajszą na Zawracie. Niestety, napawać się długo tym widokiem nie mogliśmy, bo silny wiatr wionął, a przed ponowieniem się jego Bartek radził przejść pozostały etap niebezpieczny i naglił na dalszą drogę.
Zamiast jak latem pójść na lewo ku wyżynom Swistówki, zwróciliśmy się na prawo ku Miedzianemu. Turystom zwiedzającym tamte strony wiadomo jeśli nie z doświadczenia, to z wejrzenia — czem jest ta góra: grzebień ostry a gładki, raczej grań podniesiona na przestrzeni godziny drogi nader stromo bo pod kątem 75°, który miejscami obniża się do 65° a niekiedy znów podnosi się do 85°, a wiec prawie prostopadle i pionowo; zbocza grani, mało co mniej strome, pochylone są na przestrzeni o wiele rozleglejszej, prawe (północne) ku dolinie pięciu Stawów, lewe (południowe) ku dolinie Roztoki; oba lśniące skorupą śnieżną, tak samo przeciwległy stożek Swistówki pokryty oponą białą aż do czubka, gdzie niegdzie tylko ukazując sterczące wiechy zeschłej żółtej trawy, jakby kosmyki płowe wyglądające z pod czepca. Natomiast cały grzbiet Miedzianego wolny od bieli, zwiany ze śniegu, lśniał czarną lub szarą nagością piarg i skały, gdzie nie gdzie tylko ze szczelin i rozpadlin majacząc małemi plamami śnieżnemi. Grozę terenu zwiększał brak linii stycznych nąjwyższej wierzchołkowej części końca grzebienia z terenem dalszym rozbiegającym się od niego: nie widać ich było od siodełka, tak że się zdawało, iż wierzchołek ten nie jest przyparty do trzonu gór poprzecznych, lecz jakby sterczący w powietrzu na podobieństwo kantu ostrego dwóch olbrzymich płaszczyzn pochylonych ku sobie pod kątem ostrym, podniesiony do góry wysoko w przestwór powietrzny, a oparty tylko niższą dolną częścią o ziemię, t. j. o siodełko.
Gdyśmy spojrzeli w górę na tę do przebycia piętrzącą się tak groźnie grań, niemiło i mdło niejednemu w duszy się