Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otwarte niebo dla poprawienia swojej toalety: panowie odświeżali się śniegiem, panie wodą śniegową. Panna P.......... w imieniu własnem i krewnego — pana Józefa D....mińskiego zażądała odpowiedzi na wyrażone dnia wczorajszego życzenie wzięcia udziału w wyprawie do Morskiego Oka. Wiedziałem, iż jeśli kobieta z całym spokojem i refleksyą zdobywa się na takie przedsięwzięcie, musi posiadać spory zasób pewności swej siły i odwagi; z tem wszystkiem chcąc posłyszeć zdanie Bartka, zaapelowałem do niego, jako odpowiedzialnego przewodnika:
— Panienka dobrą mają chodzę — hipkali[1] wprawdzie pod Królową, może to z junactwa pewnego, aleć ani razu nie siedli, krom gdyśmy wszyscy odpoczywali na wykrocie.
To rzekłszy, wyszedł Bartek z szałasu dla czynienia przygotowań do pochodu, a za nim wymknęło się dwóch górali z zastępu szałasowych, przybyłych do nas o świcie w odwiedziny. Gdy po paru chwilach wyszedłem i ja dla wydania dodatkowego zlecenia, a zatrzymałem się przy szałasie dla poprawienia przewiązanego obuwia, słyszę za węgłem rozmowę, snać już dawniej rozpoczęta, a ściągająca się do niebezpieczeństw postanowionej przez Zawrat wyprawy:
Głos pierwszego górala: Poderwaliście się za hybko, Bartku, a nie wiem jako zdolicie; przecież i ja pierwszorzędny, a mnie nijak tam, gdzie jeszce dotąd żywa noga nie stawała zimie.
Głos drugiego górala: Ej, Bartku, dajcie pozór na to, co zamierzacie; luto mi, że zahaczyliście, jako macie w domu statek, kobietę i tyle drobiazgu!
Bartek: po co mamrać i durzyć; hańbić się mi nijak, jakem raz rzekł, że pójdę, to pójdę.

Po herbacie, zagasiwszy ognisko i przeniósłszy siano do właściwego szałasu, zaczęliśmy każda z dwóch partyi zbierać się w swoją drogę. Ponieważ do Morskiego przybyło nam dwie osoby, należało przybrać jeszcze jednego bodaj górala do pomocy: o większej liczbie myśleć niepodobna było, boć przecie do Zakopanego wracała część towarzystwa (dwie panie

  1. Przeganiała, spieszyła od razu. O takich przewodnicy mniemają, że daleko nie zajdą w górach. Gdy, przeciwnie, turysta idzie powoli, miarowo, poprzestaje na krótkich wypoczynkach, stojąco bez zasiadania na chwilę, — przedstawia to dla przewodnika pewien rodzaj egzaminu zadowalniającego, daje mu pewność, że taki nie ustanie w drodze, że go nie będzie musiał nieść z powrotem na barach.