Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A duszę minie piekielna zaguba,
Będzie zbawiona, zbawiona na piękne!
— „No, teraz — myśli — już znów się nie zlęknę,
Ni śmierci z kosą, ni z grobu nikogo,
Toć jestem w Niebie jakby jedną nogą...
Niema gadania! idzie o czub tylko,
Mała rzecz! chwilka pogoni za chwilką,
Jak na paprzycy polecą pacierze,
To się ich bodaj na dwa czuby zbierze;
A potem... potem?... ot, tutaj sęk w głowie...
Do śmierci kawał, mam siły, mam zdrowie,
Jem tęgo, sypiam, choć strzelaj nademną,
Jeszcze o grobie pomyśleć daremno,
Toć skoro więcej do beczki nie zmieszczę,
Cóż będę robić?... ha! modlić się jeszcze;
Zyskawszy niebo, może i potrosze,
O lepsze miejsce w tym niebie uproszę;
Bo w byle kącie zasiadać nie lubię...
Tak, tak! trza jeno pomyśleć o czubie.
A potem zbiorę z pół korca w dodatku,
Aby nie siedzieć na samym ostatku!” —
I jako sobie usnuła w umyśle,
Dalejże zaraz wykonywać ściśle;
Beczka pacierzy już tęgo czubata,