Strona:Jan Łada - Na śmierć 1863.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto wie — szepnęła — może było w tem jednak trochę słuszności.
Leoncia oburzyła się.
— Będzie im panna Felicya jeszcze słuszność przyznawać — zawołała. — A jak Stasia naszego nie stanie, a naszej pani — o Matko Najświętsza — nie dadzą go choć raz jeszcze przed śmiercią zobaczyć, pożegnać, to co wtedy będzie? Czy nie będzie to ją do końca życia gryźć i szarpać, że jej tego nie pozwolili zrobić?
— Prawda — szepnęła spuszczając głowę panna Felicya — straszna prawda,..
Leoncia chciała coś dalej mówić, ale w tej chwili wszedł do pokoju ksiądz prałat.
— Niech panna Leonia pójdzie do pani marszałkowej — rzekł.
Ksiądz prałat Dobszewicz, spowiednik mojej matki i przyjaciel, doradca, duchowny kierownik całej naszej rodziny, był jedną z najbardziej znanych a może najbardziej szanowaną postacią w Kijowie. Jego sucha, ascetyczna twarz o surowym profilu starca i głębokiem, uderzającem chwilami z pod brwi krzaczastych, jak piorun, spojrzeniu, przejmowała czcią nawet tych, u których nie budziłu sympatyi. Święty może trochę więcej na modłę groźnych proroków starego zakonu, niż wedle pełnego słodyczy wzoru Franciszka Salezego lub Wincentego a Paulo, ten stary ksiądz z głębi żmudzkich borów, imponował raczej, niż pociągał. Było w nim jednak bardzo wiele i bardzo głębokiego uczucia, tylko że przez lat tyle stawiając więcej od in-