Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostatecznego rozstrzygnięcia, pamiętając jednak, że o rozstrzygnięciu tem wyrokować będzie Bóg, a nie jego wróg zaklęty. A skoro nie szatan rozstrzygnie, ale Bóg, nie godzi się nam upadać na duchu. Nie sami przecie walczymy i nie o ludzką sprawę. Nie wiecie zaś sami, jakich sojuszników w walce tej zsyłają nam niebiosa.
— Sądzę, — rzekł kardynał Blackhurst, — że obowiązkiem naszym tak wieść walkę, jakbyśmy mieli po naszej stronie co najmniej równe szanse zwycięstwa z przeciwnikiem. Jeśli zginiemy, śmierć nasza będzie błogosławioną, bo zginiemy broniąc prawdy. Ale Bóg mocen jest stanąć przy słabszym i dać ramieniu niemocnego siłę większą od wszelkiej potęgi tego świata!
Obecni skłonili głowy, potakując.
— W wojsku bez wyjątku duch najlepszy, — zauważył Szeglenyi, na którego zwróciły się wszystkie oczy. Najmłodszy z rekrutów wie to dobrze, że czeka go śmierć. Każdy jednak idzie naprzeciw niej nie jak skazaniec, ale jak zwycięzca, każdy wie bowiem, że śmierć, to palma męczeńska, a męczeństwo, to zwycięstwo i zwycięstwo wieczne!
— Czy jednak rozważono gruntownie wszystkie ewentualności? — zagadnął kardynał ostyjski, dziekan św. Kolegjum, wciąż jeszcze żywy duchem, choć zgrzybiały wiekiem. — Czy niemasz żadnego środka zabezpieczenia się przeciw owym piekielnym narzędziom zniszczenia?