Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samolotem w niewiadomym kierunku. On zaś nakazał najbliższym ścisłe milczenie dla zabezpieczenia się od szpiegów własnych i cudzych, pośpieszając na granicę Tyrolu, by osobiście kierować wykonaniem swych rozkazów.

XVIII.

Dwa lata zeszło Edycie w pokoju i ciszy. Otoczyła ją przystań. Po rozterce wewnętrznej, po wichrach miotających jej życiem, żyła u stóp Ukrzyżowanego, pamiętając o świecie tyle tylko, by zań się modlić. Nie oblokła jeszcze sukni zakonnej, bo zgromadzenie, które ją przyjęło, wyznaczało nader długą próbę, należąc do najsurowszych i najszczelniej odosobnionych. Wszystkie pragnienia młodej kobiety skupiały się w jednem: przywołać jak najprędzej ten dzień błogosławiony, w którym włosiennicowy habit zastąpi świecką suknię, twarz okryją zasłony, a podwójna żelazna krata kolcami najeżona, zamknie się za nią na wieki. Krzyżem leżąc na zimnej cegle podłogi Edyta przywoływała chwilę tę całą mocą ekstatycznego pożądania. — Weź mnie już raz, Panie mój! błagała jej dusza. Oderwij mnie od nędz tej ziemi, oderwij, złącz nierozerwalnie z sobą! Oto usycham, spalona miłością ku Tobie, oto łaknę ofiary i pragnę stać się zadośćuczynnym holokaustem! Oblubieńcze mój! pośpiesz ku mnie, daj zamrzeć ziemi i odżyć w Tobie!