Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem o nim nic: jakże mogę wnioskować, czy on jest takim? Mówię tylko, że prędzej czy później człowiek podobny musi się pojawić. A może nie jeden człowiek, może myśl, która stanie się sztandarem i pociągnie za sobą ludzkość... Nie wiem wreszcie, jak to się stanie, to mi jednak jest jasne, że to, w czem żyjemy, trwać długo nie może. W deptaniu wszelkiego prawa i dobra w zaparciu się wszystkich ludzkich uczuć i w orgiach użycia doszliśmy do absurdu, i teraz musi przyjść coś, co rozpędzi trujące nas gazy, człowiek czy kataklizm, może jedno i drugie razem...
Edyta wpatrzyła się w brata zamyślona.
— Ja o tym człowieku słyszałam już — rzekła cicho.
— I nie powiedziałaś mi nic?
— Nie przypuszczałam, byś sprawę tę brał na serio.
On znowu ruszył ramionami.
— Ja go jeszcze nie biorę na serjo, bo nic o nim nie wiem. Mówię tylko, że nadszedł czas na pojawienie się męża chwili, a kto tym mężem będzie, ten czy inny, zobaczymy później.
— Gdyby to była prawda, co o tym człowieku opowiadają... — zaczęła młoda kobieta i urwała.
— Cóż opowiadają?
Edyta ociągała się z odpowiedzią.
— Dziwne rzeczy, — rzekła wreszcie. — Mówią, że głosi panowanie sprawiedliwości,