Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja nie wiem... Chwilami zdaje mi się, że ją uwielbiam, a nieraz bywa i tak, że czuję wstręt do niej.
— Henryku!
— Cóż chcesz, droga? Oszukiwać cię nie mogę, choć wiem, jaką wagę przywiązujesz do tego związku. I wiesz: gdyby Kalina była taką sobie nic nieznacząca panienką ani złą, ani dobrą, ani piękną, ani brzydką, jakich tyle kręci się po świecie, możebym ją poślubił — ot, wprost dla dogodzenia tobie, która jesteś światłem mego życia. Ale właśnie dlatego, że jest taką, i właśnie dlatego, że działa i na mój mózg, i na moje zmysły jak haszysz, że śnię o niej i myślę w bezsennych nocach, właśnie dlatego, że ona i ja, to światy odmienne i że związek z nią, to związanie się i z tym jej światem także — nie, Edyto, ja tej kobiety nazwać moją nie mogę!
Nastało długie milczenie. Edyta pochyliła się nisko nad filiżanką herbaty, starając się ukryć przed bratem głębokie wzruszenie i łzy, gwałtem powstrzymywane. Cały gmach wymarzonej przez nią przyszłości rozpadał się w jej oczach. Poświęciwszy Kalinie kilka lat życia, kochała ją tak, jakby mogła kochać córkę i związek jej z bratem stanowił najdroższe z jej marzeń, a teraz oto z marzeniem tem trzeba było się pożegnać, bo Strafford nie był człowiekiem, zmieniającym swe postanowienia. A że znała dokładnie stan jego serca i wiedziała, jak silne było uczucie, wiążące go z jej wy-