Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie tylko ja! On także! Gdyby wiedział, nie stałoby się to nigdy!
Lekarz ruszył ramionami.
— On wszystko wie! Nic tu nie dzieje się bez jego wiedzy i woli!
— Niemożliwe! Tu jesteśmy niedawno, ale w Budapeszcie byłam dość długo i wiem, że nic podobnego...
Przerwał jej z gorzkim uśmiechem.
— W Budapeszcie było to samo, co w Wiedniu. Są tu zresztą i tacy, których śladem Gesnareha stamtąd przywieziono.
— Tutaj?
— Nie w tej kazamacie, ale w tem samem więzieniu. Musi on mieć swoje plany względem nich, bo torturują ich, oszczędzając życie. Wiemy o tem od kolegów z sąsiednich kaźni. Jeśli pani chcesz się przekonać, zapytaj o Arpada Szeglenyi. Jest to przywódca katolickiej młodzieży węgierskiej. Dziś w południe zawiadomiono nas, że żyje jeszcze!
— Dobrze! — rzekła Edyta ze stanowczą decyzją. — Każę się zawieźć do niego. A o was jutro on będzie wiedział! I ufam, że chwila, w której dowie się o waszych cierpieniach, będzie ich kresem.
Obrzuciła ich wzrokiem niepewnym, pragnąc usłyszeć słowo lub gest potakiwania. Ale oni stali wszyscy w milczeniu posępnem, patrząc na nią tępo i beznadziejnie.
— On jest dobry! — spróbowała jeszcze jak rozbitek czepiający się ostatniej deski z po-