Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.
Bram i jego wilki.

Była to, nawet dla „Northlandu“, istota mało pospolita, ten Bram Johnson.
Przede wszystkim był on stworzeniem, pochodzącym ze świata, w którym żył, zrodzonym z nieszczęsnych zrządzeń losu, które na nim ciążyły. W pewnych chwilach zdawało się, że jest człowiekiem posiadającym duszę, niekiedy zaś, że jest okropnym potworem, wyplutym przez piekło. Czy istotnie posiadał to, co się zwykło nazywać duszą? Jeśli tak, była ona u niego głęboko ukryta. Zagrzebana była aż do samego serca dzikich lasów i odludnych pustkowi, które ją ukształciły. Ale baczmy, abyśmy w ciągu tego opowiadania nie skrzywdzili Brama nierozważną naganą. Człowiek sądzący swojego bliźniego, — winien być zawsze rozsądny.
Chcąc zdać sobie sprawę z tego, kim był Bram Johnson, trzeba cofnąć się w jego genealogii o trzy pokolenia. Spuściwszy pirogę na Jezioro Atabasca i płynąc przez Rzekę Pokoju ku północy, dosięga się Wielkiego Jeziora Niewolników; a potem płynąc wzdłuż rzeki Mackenzie aż do kraju Podbiegunowego, zauważy się, że liczne odmiany etniczne i typy ludzi, zaludniające świat, do którego się dociera, ulegają ogromnym zmianom. Indianin Czippewa, o delikatnym profilu i podłużnej twarzy, o ruchach szybkich