Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po przebyciu mili drogi Filip, który sądził, że pod tą szerokością drzewa zniknęły zupełnie, ujrzał czarny skrawek nowego lasu, który wśród białej pustyni wyglądał jak wielki palec wyciągnięty ku zachodowi. W pobliżu brzegu lasu stała chatka, a z chatki tej ulatywał w powietrze dym.
Cecylia przywołała Filipa i pokazała mu chatkę, a potem głosem przerywanym łkaniem tłumaczyła mu gadatliwie tysiąc rzeczy, których nie rozumiał, ale z których najważniejsze było łatwe do odgadnięcia. Oto tutaj winien się znajdować Armin, ojciec młodej kobiety, jeśli jeszcze żyje, jak to zapewniał Blake. Osiągnięto cel niebezpiecznej podróży!
Wzruszenie Cecylii było tak wielkie, że opuściły ją siły i na pół nieprzytomna osunęła się w ramiona Filipa.
Z długiej gęstwi czarnych jodeł wydobywał się na mroźną równinę zmieszany gwar. Był to chór głosów ludzkich, podobny do wycia wilków i ujadania psów. Horda Eskimosów polowała na dzikie zwierzęta, otaczając je dokoła. Rozległ się strzał, a po nim bezładna strzelanina. Potem znów zapadło milczenie.
Filip usadowił Cecylię na saniach i pognał psy w kierunku chaty i lasu, do którego wkrótce dojechał. Cecylia gwałtownie wyskoczyła na ziemię.
Chata była zamknięta i nie dochodził z niej żaden szmer. Tylko dym zdradzał życie. Niespokojna i nerwowa Cecylia kołatała do drzwi małymi swoimi piąstkami, wołając kogoś w swojej dziwnej gwarze. Filip, który stał koło niej, usłyszał niewyraźny szelest za drewnianymi ścianami, trzask odsuwanej zasuwki oraz głuchy i stłumiony głos mężczyzny, któremu odpowiedział przejmujący krzyk młodej kobiety.
Drzwi otworzyły się i ukazał się starzec z siwą brodą i siwymi włosami, wyciągając ku Cecylii swoje ramiona.