Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXIV.
Olaf Anderson.

Zaledwie Filip spostrzegł, że Blake uciekł, zapomniał o Cecylii i przykląkł. Cecylia osunęła się na ziemię i obudziła się nagle, nic początkowo nie rozumiejąc. Mignął jej przed oczyma blask rewolweru Filipa. Potem spojrzała przed siebie i zrozumiała, że Blakea już nie było.
Filip ogarnął bystrym spojrzeniem otaczający go, blady widnokrąg. Ale Blake zniknął bez śladu. W owej chwili Filip potrącił nogą strzelbę, leżącą u nóg Cecylii i odetchnął z ulgą. Blake nie zabrał jej ze sobą. I nie uwięził Filipa ani Cecylii. Dlaczego? Było to na razie niewytłumaczone.
Filip zrozumiał, że Blake nie chciał się narazić na kulę, sądząc, że on nie śpi i nie chcąc się zbliżać do niego. A może umknął w chwili, gdy Filip zaczął się budzić. Chciał tylko uratować swoją głowę, pozostawiając broń wrogom.
Pozostawiwszy Cecylię w skórach, Filip otrząsnął się ostatecznie ze snu i ostrożnie zbliżył się do pogórka śnieżnego, przy którym leżał bandyta. Odskoczył nagle i krzyknął z przerażenia. Blake nie uciekł o własnych siłach. Za pagórkiem ciągnęła się głęboka brózda, podobna do śladu, jaki pozostawia po sobie niedźwiedź morski.