Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oczywiście nie mam nie przeciw temu. Jutro Niedziela. Przyślę go panu rano o godzinie dziewiątej.
Jeżeli burmistrz spodziewał się sporo z pobytu Kacpra w kościele, to, niestety, musiał się mocno zawieść. Chłopiec, słysząc ostry głos z kazalnicy, zapytał pocichu: „czemu ten człowiek wymyśla?“ Krucyfiksy przeraziły go; mniemał, że widzi umęczonych żywych ludzi. Dźwięk organów ogłuszył nienawykłe uszy, które nie odczuły harmonji muzycznej. A wyziewy gęstej masy ludzkiej o mało nie przywiodły chłopca do omdlenia.
Wszelako burmistrz w rozmowie z Reguleinem nalegał, aby ten jaknajczęściej prowadził Kacpra do kościoła, nie zważając na żale chłopaka.
— Cierpliwości! Przyzwyczajenie tworzy nabożnych!
— Jednak biedaczek opiera się...
— Pańskiem powołaniem jest złamać opór! — surowo zauważył burmistrz.
Poczciwy, bezradny kandydat teologji! Był to młody człowieczek, który właściwie nie miał młodości. Jego wiedza teologiczna była cienka, jak jego nóżki. Dręczony gradem zapytań Kacpra, odkładał odpowiedzi na jutro, aby zajrzeć do swoich książek i nie zgrzeszyć przeciw kanonom. Jego nadzieja na to, że Kacper do jutra zapomni któreś ze swoich niebezpiecznych pytań, nie sprawdzała się nigdy. Trzeba było w odpowiedziach oszańcowywać się argumentem o grze-