Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczęśliwie. Ośmielił się galopować bodaj już podczas pierwszej lekcji... Z każdym dniem jeździł lepiej.
Tego dnia, jak dni poprzednich, otoczyło wsiadających na koń zbiegowisko. Gromada malców wrzeszczała z uciechą. Ludzie wyglądali z okien. Koniuszy Rumpler sierdził się: „Patrzą, jak na cyrkowe widowisko!“ Smagnął spicrutą konia Kacpra i obaj znaleźli się wkrótce daleko.
Za „Bramą Jakuba jakiś głos krzyknął: „Hola! — i wnet przyłączył się do nich trzeci jeździec, którego Rumpler powitał przyjaznem „Dzien dobry, panie rotmistrzu!“ Był to Wessenig.
— Brawo, kochany Hauserku! — wołał. Jeździsz, jak wódz Indjan. Nie do wiary, żeś zdobył ten kunszt od poczciwego Norymberczyka.
Twarz Kacpra lśniła radością. Nie odczuwał złośliwego tonu w zasłużonej pochwale. Rotmistrzowi zachciało się naraz zażartować z młodzieńca. Tak postępuje się zwykle z dziećmi. Pragnął zresztą sprawdzić, czy ów potrafi poznać się na żarcie.
— A wiesz co, Kacperku? Zgadnij, od kogo dzisiaj dostałem list!
W mgnieniu oka nastąpiła odpowiedź:
— Od mojej mamy!
Rotmistrz był nieco zakłopotany. Twarz chłopca miała wyraz tak radosnej powagi, że nie godziło się z niej drwić. Ale czy żart w mniemaniu Wesseniga był zbyt dobry, aby go wnet można było zaniechać, czy też nie śmiał