Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

upojeniu rzucał oczyma po obrazach i posągach — wyprzedzał klucznika i towarzyszy. Na pytania ich nie dawał odpowiedzi. Niby stracił mowę. Coś kotłowało się w jego wnętrzu; twarz świadczyła o wielkiej pracy myśli. Dopiero gdy znaleźli się znowu przed zamkiem, szepnął: „Miałem kiedyś taki sam dom. Co się z nim stało?“
To były jedyne jego słowa na temat tych odwiedzin. Poczem zamknął się w sobie.

Zaszło następnie coś niepojętego. Sporządzony przez burmistrza i profesora przy udziale barona Tuchera komunikat o powyższych zdarzeniach — jak się okazało — nie doszedł do rąk adresata, prezesa sądu Feuerbacha. Wypadło go napisać ponownie i wysłać przez umyślnego. Nie udało się wyśledzić na poczcie, czyja ręka skonfiskowała poprzedni referat. Daumer doznawał lęku. Byłaż to ta sama tajemnicza dłoń, co podrzuciła list z pogróżką?
Feuerbach odpisał: „Na razie powstrzymuję się od wyrażenia na piśmie zdania o podanych mi faktach. Ponieważ lekarz okręgowy doniósł mi, że Kacper Hauser, mimo naogół dobrego stanu zdrowia, jest blady, przypisuję to brakowi ruchu na świeżem powietrzu. Zalecam, aby pobierał lekcje konnej jazdy od koniuszego Z. Rumplera — po trzy godziny tygodniowo. Komisarz miejski ma nadesłać mi rachunki wydatków na ten cel.“
Bladość Kacpra tłómaczyła się męką jego snów. Pewnej nocy ujrzał w marzeniu na tle zamku tę samą damę, otuloną w biały płaszcz. Welon jej