Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się w zarysach mglistych i znikało nagle przy obudzeniu.
Pewnej nocy zdziwił Daumera szmer, dochodzący z sypialni Kacpra. Zerwał się z łóżka i wszedł do sąsiedniego pokoju. Chłopiec siedział przy stole z oczyma wpółzamkniętemi i pisał.
— Kacprze! co ty robisz?
— Dama kazała mi spojrzeć w okno. Przed oknem stał ładny pan. Obudziłem się i chciałem napisać, co mi powiedzieli.
— Ależ to są znaki bez sensu! — rzekł Daumer, spojrzawszy ma zapisany papier.
— We śnie jednak rozumiałem to! O tutaj jest jeden wyraz, który brzmiał tak ślicznie.
W istocie śród nieczytelnych bazgrot dawało się wyróżnić słowo, brzmiące: „dukatus“.
Powiadomiony przez dręczonego zagadką Daumera o wszystkiem, co zaszło, burmistrz radził zasięgnąć w tej sprawie zdania doświadczonego Feuerbacha. Na razie zaproponował nauczycielowi, aby Kacpra najbliższej Niedzieli poprowadził na zamek.
— A to po co?!
— Może realny zamek pobudzi go do ściślejszych wspomnień. Mam wrażenie, że chłopiec do jakiegoś czwartego roku życia żył w otoczeniu, które przeżywa teraz we śnie.
— Nader prozaiczne wyjaśnienie. Więc za tem wszystkiem miałaby się kryć jakaś ordynarna awantura?