Przejdź do zawartości

Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czoła Hauserowi, a zadał cios nieco głębiej!...
Nauczyciel milczał. Odpowiadać byłoby to poniżać swoją godność. Zuchwały rotmistrz, nie napotykając oporu, plótł:
— Poczciwy Kacperek spił się i rozdął drobiazg do niemożliwości, aby uczynić się interesującym. Ba! są tacy, którzy uważają go za szelmę, co wodzi za nos swoich dobroczyńców!
Daumer podniósł ręce, jakby odpychał jadowitą osę. Bez słowa pożegnania uciekł.
„Oto jest świat! — myślał. Oto jego opinia. Ta przepaść głupstwa i złości pochłonie cię: obetną ci skrzydła, Kacprze! Próżno oczy twe świecić będą niewinnością — oni tego nie zrozumieją! Nadaremnie będziesz śmiał się i płakał — spotkają cię niemi, zimni, zdradzieccy... zepchną cię z prostej drogi na manowce!...“
Byłeś prorokiem, mości Daumerze! Ale czy dlatego, iż wróg podnosi miecz, należy paść mu w objęcia? Boć tem jest ustępstwo z pola walki... Ach, idealiści i badacze dusz nie górują nazbyt nad złodziejami i lichwiarzami! Toć idą sobie spokojnie do domu, filozofując w myśli na temat podłości świata, aby rankiem wstać i uznać, że jest on jednak bardziej do przyjęcia, niż wydało się im wczoraj — w chwili złego humoru.