Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Szumią pinje w najsłodszym i wonnym powiewie;
gdybyś tak oczy przymknął, pomyślałbyś snadnie,
że jakiś bór — w Ojczyźnie... Serce niby nie wie,
a wszędy z sobą nosi to, co wgłąb zapadnie...
Czasami drży... Lecz oto złociste zarzewie
cudowną czyni szeptów i skier lotnych składnię;
przeniknął blask, obwinął drzewom chwiejne głowy;
świeci się gaj Kronosa w cichy dzień wrześniowy.

Po złotych ścieżkach spływa wzrok, gdzie stopy wzgórza
i ścielona w dal od nich przestrzeń dziwnej krasy.
Z oplotów ziół więdnących szary tors wynurza
kolumna jedna, druga... Zda się, rosły lasy