Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiada z pokorą: „Tak, uwielbienia godnem jesteś, o morze, wespół z tą glebą, która w objęciu twojem leży. Bowiem wśród nas urodził się lud jedyny, świadomy stwórca takiego piękna we wszystkich dziedzinach życia, że zdało się ono wypełniać wszystko od początku do końca i cudna o nim legenda długo cieszyła świat.
A jeno lud-twórca w głębi swej rozeznawał, że to dlań jednak nie zasłoniło „początku ani końca“.
Niewysłowiona woli potęgo! Grek poczuciem boskiego umiaru i rytmu wyrzeźbił dla się pełnię widzialnych rzeczy. Zaroiła się od kształtów prześlicznych, zamigotała w potokach światłości i upojeniach błękitu. Trwała najdostojniejszym wysiłkiem utrzymywana, jakby tam pod nią tragicznej przepaści nie było...
Dopokąd żywie świat, nie zaginie podziw dla ciebie, Hellado.
Aliści oto ten podziw, chociaż rzetelny, stopniowo staje się we mnie jakoby wyspą na oceanie — pod odchodzącem spojrzeniem dalekiem. Rozlewa się naokół świadomość, dla której jeszcze nie naleziono nazwania w ludzkiej mowie.
Bo tu w Eleuzis nie miejsce na krótkie myśli postoje i względne stosunki rzeczy.
Uświęcone prochy w milczeniu działają