Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Lekki wiatr powiał od strony morza. Godzina była już przedwieczorna, na wschodzie niebo chłodło, nasiąkając stopniowo seledynowym, a później srebrzystym tonem. W pośród skalistych złomów pagórka szeptał wiatr.
Słońce, które w południe stoi nad Akropolem, stoczyło się oddawna za wyniosłości Pnyxu i wzgórza Nimf. Daleka błękitna linja pirejskiego portu migoce ostatnim gorącym błyskiem zachodu. Jeszcze dalej kędyś na wodach topi się złota głowa.
Nieporównane zjawisko Akropolu znalazło się teraz w uspokojonem przestworzu, na tle stygnącego nieba. Ochłodły z żarów dziennych przedziwne Propyleje i wyżej ponad niemi majestat Partenonu. Niepokalana czystość zarysów występuje w przestrzeni jak utrwalony cud...
U podnóża, obiegający boską skałę, w na-