Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brzeg tak od gościńca blizki, że chwilami mocniejsze fal uderzenie przestrasza konia.
Leci się z rzeźwym wiewem, przy wtórze tego szumu, z widokiem pian bryzgających wysoko, z poczuciem światła, błękitu i przestrzeni.
W pewnej za miastem odległości droga cokolwiek wgąb odstępuje, bardzo niewiele, tak iż się niemal na chwilę z oczu nie traci cudownego sąsiedztwa morza.
Przed południem stanęło się w „Dżebeil.“ Tu było ni mniej, ni więcej tylko prastare fenickie „Gebal,“ potem dla Greków „Byblos,“ miejsce szczególnie wsławione czcią Adonisa.
Z Gebal pochodzili wprawni dozorcy, których Salomon, dzięki przyjaźni Hirama, używał do prowadzenia robót w kamieniołomach wedle Jerozolimy.
Wszystko wybrzeże pełne przedziwnych wspomnień i onemi omglone.
Okolice dosyć uprawne, skąpawo zadrzewione; przeważnie oliwki.
Począwszy od „Dżebeil,“ stają się bardzo ludne.
Po godzinnej mniej więcej jeździe czarowna dla oczu niespodzianka. Z gęsto obrosłego wąwozu wylewa się zielonkawa rzeka Nahr-Ibrahim. Wypłynąwszy w przestrzeń otwartą, nabiera srebrnych poblasków. Widać zakręt ostatni i ciche ujście w morze.