Przejdź do zawartości

Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nogi bose, w ręku pasterski kij wysoki, zakrzywiony u góry...
Zupełnie jak na obrazkach, któreśmy widywali w dzieciństwie.
Przychodzi krótka chwila zapamiętania, w którem zatracone poczucie czasu. Obecność zlewa się ze wspomnieniem. Obrazek widziany w dzieciństwie, ożył, rozświetlił się, rozpromienił. Oto my sami w jego obrębie jesteśmy objęci jakiemś splątanem wrażeniem rzeczywistości i snu...
Udeptanemi, wąziutkiemi ścieżkami schodzą się dziewczęta po wodę; każda z wysmukłym dzbanem na głowie.
W tej krótkiej, dziwnej chwili możnaby bez trudności uwierzyć, że oto niebawem nadejdzie dzieweczka, córka Labana, śliczna Rachel. A na ten widok podniesie się zdziwiony przybysz z dalekiej krainy, odwali kamień, którym się studnia zawiera i napoiwszy trzody, ucałuje dzieweczkę.
Sielanki tego rodzaju zapewne i dzisiaj niejednokrotnie zawiązują się wokoło studni, która jest punktem zbornym, ośrodkiem miejscowego życia.
Do Nazaretu przyjeżdża się wieczorem. Już od pewnego czasu okolica stała się łagodnie górzystą. Droga w licznych zakrętach spuszcza się i podnosi.