Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krypta kaplicy; w niej właśnie otwór pamiętnej studni.
W półgodzinnej stąd odległości, na stokach Ebalu, ukazuje się miasto Napluza, (w arabskiem wymawianiu Nabluz, dawniej po grecku Sichem, hebrejskie Szechem).
Miasto zamknięte w pierścieniu pysznych sadów. Południową dzielnicą przysuwa się podnóża Garizim.
Wewnątrz, odpowiednio do powszechnego typu miast wschodnich, bardzo zgiełkliwe i bardzo brudne. Wąziutkie ulice częstokroć sklepione, przez co miejscami zupełnie ciemne.
Ludność w ogromnej przewadze muzułmańska, zaznacza się fanatyzmem i nienawiścią względem wyznawców innej wiary.
Ciekawą jest Napluza jako miejscowość, gdzie się dotychczas przechowała w nieprzerwanej ciągłości tradycya „samarytańska”. Gromadka samarytanów tworzy grupę wyznaniową, rządzoną przez arcykapłana z pokolenia Lewi. Święto Paschy obchodzą pod namiotami na górze Garizim; zabijają w ofierze baranka wielkanocnego i t. d.
Na stokach wzgórz, wkoło miasta, jak powiedziano, roślinność rozkosznie pociąga oczy. Tu już bujność, już moc, wybuch twórczości szczęśliwej i rozmaitej. Nad gęstwiną wszelkich odcieni gdzie niegdzie strzelają wachlarze palm...