Przejdź do zawartości

Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ckich, ale jest bezwątpienia bardziej świadomem, a więc duchowem w wyższym stopniu.
Ktoby chciał, przybywszy w świątecznym tygodniu do Jerozolimy, doszukiwać się sercem prostych, a niezgłębionych przypomnień zdarzonej przed wiekami największej sprawy, strudzi się daremnie...
Właściwie pragnienie swe na potem odłoży, z takim tu gwałtem narzuca się oczom i myślom panujący, obecny stan rzeczy.
Zaledwo zdołało się wzrokiem ogarnąć i ściągnąć w wewnętrzne swe posiadanie to, co się przecież poniekąd nie zmieniło.
A więc koloryt kraju biały i szaro-zielony pod chmurnem częstokroć niebem.
Smutne góry Judei, kamieniste i nagie, gdzie niegdzie po zboczach i w rozpadlinach rzędami oliwek przystrojone.
Otwierający się kędyś ze szczytu widok, szczególniej gdy promień słońca pada. Bo naonczas jest przestrzeń w tem zestawieniu białawej barwy i jasnej zieleni przejmująca, niepokojąca i niepodobna do czegokolwiek innego na ziemi.
Wszystka dusza tego dziwnego kraju wyłania się przed badawczą tęsknotą człowieka.
Zaledwo się to wgłąb wzięło. Należałoby teraz mieć możność nie widzenia niczego więcej, tak ażeby na tle zachowanem zaja-