Strona:Jadwiga Marcinowska - Powstanie Kościuszkowskie w roku 1794-ym.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naczelnik rozkazał uczcić wiadomość tę trzykrotnem z dział uderzeniem.
Myśl i baczność Kościuszki wybiegała nieustannie do wszystkich punktów i posterunków, na których toczyła się walka. Na północ i północo-zachód od Warszawy, wzdłuż całej Narwi, działała powstańcza „Kolumna nadwiślańska“; składała się ona z regularnego żołnierza, zresztą częściowo ze szlachty pospolitego ruszenia, a w znacznej części z miejscowych włościan-kosynierów. Kolumna ta z powodzeniem nękała wysunięte ku Narwi poszczególne oddziały pruskie. Kościuszko zarządzał tym ruchem przez dostarczanie częstych wskazówek i rozkazów. Wysłańcy z tamtejszych okolic raz po raz przedostawali się z raportami do obozu Naczelnika: powitani serdecznie, odbierali polecenia i gorące słowa zachęty, a powracając, roznosili wśród swoich iskry zapału, wiarę w świętość ojczystej sprawy i uwielbienie, wciąż rosnące dla wodza.
Na południe od Warszawy stał z rozkazu Kościuszki z niewielkiemi siłami generał Sierakowski. Miał sobie polecone pilnować brzegów Wisły, mieć na oku ruchy Austryjaków w Lubelskiem, a także czekać nadejścia rosyjskiego generała Derfeldena, który przed kilku tygodniami pokonał był Zajączka pod Chełmem.
W połowie lipca Derfelden, zamiast, jak sądzono, iść ku Warszawie, skierował się na Litwę. Sierakowski podążył za nim z rozkazu Naczelnika.
Dowódcą ogółu powstańczych sił litewskich był generał Wielhorski. Kościuszko polecił Sierakowskiemu poddać się pod jego komendę, a następnie uderzyć z nim społem na Derfeldena. A niebezpieczeństwo nagliło, bo już od pewnego czasu wzmagała się na Litwie inna armja rosyjska, dowodzona przez Repnina; do armji tej wciąż nowe nadsyłano posiłki, a tu jeszcze groziło połączenie się z Derfeldenem.
Tymczasem Wielhorski zachorował, Sierakowski na własną rękę stoczył nic nie znaczącą potyczkę z niewielkim oddziałem rosyjskim, a następnie poczynał sobie chwiejnie i opieszale. Był to człowiek dobry i zdolny inżynier, ale wódz, jak się okazało, nie dosyć zdatny i nie potrafił odpowiednio wykonać zamysłów Naczelnika.