Strona:Jack London - Wyga.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Stine, Sprague i Stine zaofiarowali odrazu po osiemdziesiąt centów, po dziewięćdziesiąt, wreszcie po dolarze od funta, wobec tego Indjanie zawarli z nimi umowę i zabrali ich bagaż. Sprague i Stine zdążyli tutaj na czas, choć ich to kosztowało trzy tysiące dolarów, a ci z Oregonu zostali na lodzie i będą musieli czekać wiosny.
— Ho, ho, dobre to ptaszki, ci panowie, wasz chlebodawca i mój. Umieją postawić na swojem choćby kosztem innych. A co było, gdy stanęli nad jeziorem Lindermana? Cieśle kończyli właśnie czółno, zamówione przez pewną partję z Frisco za sześćset dolarów. Sprague i Stine dali im okrągły tysiąc dolarów i cieśle zerwali umowę. Łódź jest, owszem, niczego, ale partja z Frisco została wykiwana. Potrafili przetransportować swój bagaż aż tu, a teraz będą tu musieli zimować. Napijcie się jeszcze kawy i wierzcie mi, że gdybym nie musiał koniecznie dostać się do Klondike, nigdybym z takim bagażem nie podróżował. Ci ludzie nie mają serca. Konającemu wydarliby poduszkę z pod głowy, gdyby im była potrzebna do interesu. Macie z nimi umowę na piśmie?
Kit potrząsnął głową.
— No, to powiem wam otwarcie, kolego, że boję się trochę o was. Widzicie, o żywność w tym kraju trudno, a jestem pewny, że jak tylko dotrzemy do Dawsonu, puszczą was kantem. Ludzie będą zdychać z głodu tej zimy.
— Umówiliśmy się — zaczął Kit.
— Na gębę! — przerwał mu Krótki. — To znaczy,