Strona:Jack London - Wyga.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czywają, lecz idą i idą z wytrwałością i pewnością, która go przerażała.
Siedział i klął — bo idąc, kląć z powodu braku oddechu nie mógł — i walczył z pokusą powrotu do San Francisko. Zanim się mila skończyła, przestał kląć i zaczął płakać. Były to łzy wyczerpania i pogardy dla samego siebie. Czuł się zupełnie rozbity, złamany. Kiedy wreszcie ujrzał nowe stanowisko i szarpnął się naprzód, runął na twarz z workiem fasoli na plecach. Nie zabiło go to, leżał jednak jaki kwadrans, zanim zebrał tyle sił, że mógł się wyplątać z rzemieni, poczem osłabł śmiertelnie. Tak zastał go Robbie, który walczył z temi samemi trudnościami. Ale widok omdlenia Roberta dodał Kittowi odwagi.
— Co drudzy mogą zrobić i my potrafimy! — pocieszał go Kit, choć w głębi duszy nie był bardzo pewny, czy sam w to wierzy.

IV

— Mam przecie dwadzieścia siedem lat i jestem mężczyzną! — zapewniał się kilkakrotnie w duchu w następnych dniach.
Istotnie, zachęta była niezbędna. Po tygodniu, w którym swoją drogą udało mu się przenieść o milę osiemset funtów, sam stracił piętnaście funtów na wadze. Na wychudłej twarzy była tylko skóra i kości. Stracił wszelką elastyczność, tak fizyczną jak i duchową. Już nie chodził, lecz wlókł się, a kiedy wracał po nowe brzemię, choć nic nie niósł,