Strona:Jack London - Wyga.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV

Dzień był jasny i zimny, ale na twarzy nieba zbierały się chmury a noc zapadła ciepła, brzemienna śniegiem. Termometr wskazywał piętnaście poniżej zera, a piętnaście stopni poniżej zera w zimowej temperaturze Klondike uważa się za bardzo ciepłą temperaturę.
Na kilka minut przed dwunastą Kurzawa, pozostawiwszy Krótkiego z psami w odległości pięciuset sążni w głębi jaru, przyłączył się do tych, którzy mieli wziąć udział w wyścigu o Numer Trzeci. Czterdziestu pięciu stało ich tu, czekając na znak rozpoczęcia gonitwy o tysiąc tysięcy dolarów, jakie Burns Johnson pozostawił w zmarzniętym żwirze. Każdy z nich zbrojny był w sześć żerdek i ciężki drewniany młot, a wszyscy ubrani byli w parki podobne do kobiecych koszul z grubej włóczki.
Zakutany w niedźwiedzie porucznik Pollock patrzył na zegarek przy świetle ogniska. Brakowało minuty do północy.
— Baczność! — zawołał, podnosząc wgórę rewolwer i śledząc wzrokiem bieg skazówki pokazującej sekundy.
Czterdzieści pięć kapturów spadło wtył na parki. Z czterdziestu pięciu par rąk zsunęły się rękawice i czterdzieści pięć par kierpców wparło się mocno w ubity śnieg. Równocześnie wbito w śnieg czterdzieści pięć żerdek i tyleż młotów wzniosło się w powietrze.
Padł strzał i natychmiast opadły młoty. Cyrusa