Strona:Jack London - Wyga.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobaczymy!
— Ale co ty tam udźwigniesz! — żachnął się wuj.
— Kiedy wyjeżdżamy?
— Jutro.
— Niechże wuj sobie nie pochlebia przypadkiem, że to wszystko sprawiło kazanie wuja — mówił Kit, żegnając się z nim. — Właśnie chciałem wyrwać się stąd, wszystko jedno dokąd, byle jak najdalej od O’Hary.
— O’Hara? Któż to taki? Japończyk?
— Nie. To Irlandczyk, handlarz niewolnikami i mój najserdeczniejszy przyjaciel. Jest on wydawcą, właścicielem, redaktorem i wogóle najgrubszą rybą w „Fali”. Co chce to zrobi. Duchom może kazać sobie służyć.
Tej samej nocy Kit Bellew pisał do O’Hary.
„Jadę na kilkutygodniowe wakacje. Będziesz musiał obejrzeć się za jakimś warjatem, któryby pisał ci przegląd tygodniowy. Bardzo mi przykro, stary, ale moje zdrowie tego wymaga. Zato, gdy wrócę, wezmę się do roboty ze zdwojoną energją”.

II

Kit Bellew wylądował wśród opętanego ruchu w zatoce Dyea, zapchanej tysiącami funtów bagażu, zawierającego narzędzia i zapasy żywności, i tysiącami ludzi.
Te niezmierne masy bagażu, całemi górami wyrzucane z parowców na brzeg, zaczęły powoli troczyć się w górę doliną Dyea w kierunku grzbietu Chilcoot. Był on odległy o dwadzieścia osiem mil zaledwie, ale transport mógł się odbywać tylko na