Strona:Jack London - Wyga.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV

— Tylko nie nadużywaj swojego szczęścia — kłócił się Krótki z Kurzawą następnego wieczoru, siedząc w chałupie, widząc, że jego spólnik znowu wybiera się „Pod Jeleni Róg”. — Natchnienie ci wczoraj potężnie pomogło. Ale swoją passę wygrałeś. Jeśli tam teraz znowu pojedziesz, przegrasz wszystko.
— Kiedy ja ci mówię, Krótki, że to nie jest żadne natchnienie. To statystyka, system niezawodny.
— Niech djabli wezmą system, systemu wogóle niema. Ja raz u jednego stołu miałem siedemnaście pass, czy to był system? Guzik! To było szalone szczęście, a tylko ja miałem boja i nie przejechałem się po nim do końca. Gdybym na nie siadł i puścił się, zamiast się wycofać po trzeciej passie, wygrałbym trzydzieści tysięcy a nie marnych dziesięć dolarów.
— A mimo wszystko, Krótki, mówię ci, to jest najprawdziwszy system.
— Psia kość, musisz mi go pokazać.
— Przecież ci go pokazałem. Chodź ze mną, pokażę ci go znowu.
Kiedy weszli „Pod Jeleni Róg”, wszystkie oczy zwróciły się ku Kurzawie, a ci, którzy już grali przy jego stole, uczynili mu miejsce. Jego gra była zupełnie niepodobna do gry wczorajszej. W przeciągu półtorej godziny postawił tylko cztery razy, za każdym razem po dwadzieścia pięć dolarów. Wziął trzy tysiące pięćset dolarów, a Krótki odniósł piasek do chałupy.