Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

angorskie, by ogryzły zarośla, które rozpanoszyły się na karczowisku Haska i zadusiły jego jabłonie na śmierć. I ja też zaoram skibęw krótkim wysiłku, a imię moje błyśnie na chwilkę na kartach archiwum, zanim odejdę, a karty zaroją się nowemi nazwiskami.
„Marzycielskie duchy” — zanosi się od śmiechu Biała Logika.
„A przecież te znoje niezupełnie poszły na marne” — argumentuję.
„Złuda była ich przyczyną i są dlatego kłamstwem”.
„Kłamstwem życiodajnem” — odpieram.
„Proszę, czyż kłamstwo życiodajne nie jest również kłamstwem?” — zarzuca Biała Logika — „Chodź, nalej sobie i przyjrzyjmy się tym kłamcom życiowym, których stosy nagromadziłeś w swej bibljotece. Rozpocznijmy od Jamesa Williama”.
„Zdrowy umysł” — powiadam — „nie należy coprawda oczekiwać od niego kamienia filozoficznego, ale znajdziemy u niego parę silnych tonów zasadniczych, na których z ufnością można polegać”.
„Uczuciowość skastrowanego racjonalizmu“ — drwi Biała Logika — „Ostatnim wyrazem jego rozumowania, jest jednak sentyment dla Nieśmiertelności. W retorcie Nadziei przemienia chemicznie fakty na dogmaty wiary. Ostatnie zdobycze wiedzy nabierają u niego cech ogłupiania rozumu ludzkiego. Z wyżyn mądrości naucza Jamow, by zaprzestano rozumowania i obleczono się w wiarę, że to co jest, jest dobrem, i zawsze dobrem pozostanie. Wszak to stary, ach prastary, koziołek metafizyczny, używany przez