Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

choćby najmniejszy szczególik takim, których noga tam nie postała.
Używam wszelkich możliwych przenośni i metafor, i opowiadam, wiele bezkresnych wieków i bezdennych przepaści agonji i przerażenia może zawierać okruszyna czasu pomiędzy jednym a drugim tonem zawrotnego jig’u, granego w szalonem tempie na fortepianie. Prawię tak godzinami, wysilając się nad opisaniem tego jednego przejawu z Krainy Haszyszu, a wkońcu nie powiedziałem im właściwie nic. A gdy nie udało mi się odmalować nawet tego jednego szczególiku z bezmiaru owych potwornych wspaniałości, dochodzę do przekonania, że nie dam im nawet bladego cienia wyobrażenia o Krainie Haszyszu.
Skoro jednak spotkam kogokolwiek, komu nieobce są te straszne przestworza, rozumiemy się odrazu. Jeden zwrot, słóweczko, stwarza w jego duszy obrazy, których godzinne potoki słów nie wywołują, u tych, którzy takiej podróży nie odbyli. To samo dotyczy i domeny Johna Barleycorn, w której króluje Biała Logika. Niepodróżnikom i ten opis wyda się dziwnym i fantastycznym. Czego w najlepszym razie mogę od nich się spodziewać, to że mi uwierzą na słowo.
Otóż w alkoholu drzemie fatalna intuicja prawdy. W tym wypadku świadczy Filip trzeźwy za Filipa pijanego. Zdaje się, iż w świecie tym rozmaite są rodzaje prawd, a niektóre są prawdziwsze od innych. Niektóre rodzaje prawdy są kłamstwem, i te właśnie cieszą się największem uznaniem w świecie, który