Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lami. U szczytu stosu musiałem podrzucać węgiel poraz drugi, zgarniając go łopatą.
Pot lał się ze mnie strumieniami; nie ustawałem jednak ani na chwilę, mimo, iż nieraz czułem się zupełnie wyczerpany. O godzinie dziesiątej zrana tyle energji już zużyłem, że musiałem posilić się podwójną kromką chleba z masłem z porcji obiadowej. Pożerałem to osmolony węglem, a kolana drżały pode mną. W ten sposób o godzinie jedenastej byłem gotów z całym zapasem na obiad. Lecz cóż z tego? Stwierdziłem iż da mi to możność pracowania przez godzinę obiadową. Tak pracowałem przez całe popołudnie. Ściemniało się, a ja pracowałem przy świetle elektrycznem. Dzienny palacz odchodził i przychodził palacz nocny. Ja harowałem dalej. Pół do dziewiątej, zgłodniały drżący, myłem się, przebierałem się i wlokłem złamany do tramwaju. Do domu miałem trzy mile. Otrzymałem wolny bilet, z warunkiem, że mogę zająć siedzenie, dopóki ich nie zbraknie dla pasażerów płacących. Opadając na kraj ławki na platformie, modliłem się, aby dla jakiego pasażera nie było potrzebnem moje miejsce. Ale wóz się zapełniał, a w pół drogi wsiadła kobieta, i nie było dla niej miejsca. Chciałem się podnieść lecz ku memu zdziwieniu nie mogłem. Na chłodnym wietrze, wyczerpane moje ciało zesztywniało. Musiało użyć największego wysiłku woli aby rozluźnić ścięgna i mięśnie, by powstać i zwlec się na niższy stopień. Gdy wóz stanął na rogu gdzie miałem wysiąść, omal nie stoczyłem się na bruk.
Kulejąc powlokłem się przez dwie uliczki, i za-