Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gnania. Wróciliśmy potem do szynku National gdieśmy wydawali tyle, ile było konieczne, aby zapewnić sobie ciepło i wygodę. Czasem mieliśmy pecha. I tak dwa razy jeden z nas wdał się w grę Sanche Pedro, grywaną pięć osób, co powodowało wydatek od dwudziestu pięciu do osiemdziesięciu centów zależnie od tego, ilu z partnerów stawiało kolejki po dziesięć centów. Od czasu do czasu unikaliśmy chwilowo biedy dzięki rachunkowi otwartemu, który mieliśmy w szynku. Powiadam „chwilowo”, gdyż odroczenie trwało tylko parę dni, a kredyt kusił nas do wydatków znaczniejszych, niż przy płaceniu gotówką. (Gdy następnej wiosny opuściłem nagle Oakland, ruszając znów na przygody, pamiętam doskonale, że winienem był szynkarzowi dolara i siedemdziesiąt centów. Gdy wróciłem po długiej nieobecności, już go nie zastałem. Dotąd jestem mu dłużny owego dolara i siedemdziesiąt centów, a gdyby przypadkiem książka ta wpadła mu do rąk, to oświadczam, iż zapłacę na żądanie.)
Fakty powyższe opisałem w tym celu, aby wykazać ponownie ów nęcący pociąg czy też przymus, który odczuwa w stosunku do John’a Barleycorn dzisiejsze społeczeństwo, którego podstawową organizacją są szynki na każdym rogu. Louis i ja byliśmy dwoma zdrowymi młodzieńcami. Nie czuliśmy potrzeby alkoholu; nie mieliśmy pieniędzy na alkohol. A jednak zimno i deszcz zmuszały nas do szukania schronienia w szynkach, gdzie część naszej krwawicy musieliśmy utopić w trunkach. Niejeden krytyk mógłby uczynić zarzut, iż równie dobrze moglibyśmy