Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gołębnika i zabrał stamtąd ptaka z wstążką, przywiązaną do nogi.
Więzień okazał się nadzwyczaj posłusznym. Po oderwaniu się aparatu od ziemi siedział spokojnie. Był przerażony. Będąc zwolennikiem skrzydlatego szantażu, nie posiadał żadnych zdolności do latania. Zerkając na mknące w dole ze straszliwą szybkością lądy i morze, nie odważył się napaść na swego gnębiciela, nie bacząc na to, że ten ostatni miał teraz zajęte obie ręce.
Odczuwał całą bezsilność swego położenia wśród przestworzy.
Peter Winn starszy, badając horyzont przez silną lunetę, dostrzegł nareszcie jednopłatowiec, wyłaniający się nad wyspą Anielską. W kilka minut później finansista zakomunikował detektywom, że w aeroplanie prócz pilota znajduje się pasażer. Wreszcie aeroplan wylądował tuż przed samą willą.
— Udał mi się ten pomysł zmniejszania powierzchni — krzyknął młody Winn, zeskakując z siodełka. — Jest doskonały. Widziałeś, tatku, mój start? Wprost pędziłem w powietrzu za gołębiem. Jakoś to idzie, tatku. Mówiłem ci przecież, że to jakoś idzie.
— No, dobrze — odezwał się ojciec. — Ale kogóż to przywiozłeś z sobą?
Młody lotnik obejrzał się. Spostrzegł więźnia i przypomniał sobie nagle.
— Ach, ten? To jest przecież nasz hodowca