Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rał książkę do nabożeństwa. Znaleziono ją potem w kieszeni jego marynarki, pozostałej w rozbieralni.
Była to Młodość, czysta i zdrowa, nieskażona dotknięciem złego, stanowiąca przedmiot podziwu dla ludzi, którzy swoją utracili już dawno i teraz, siedząc w klubie, prowadzili o niej rozmowę.
Tak namiętnie rozstrząsaliśmy ten temat, aż wreszcie przyszła Bajka i zawiodła nas daleko poza mury ludnego miasta. Znikło, rozpłynęło się wraz z gwarem jego hałaśliwych rozkrzyczanych ulic.
Rozpoczął Bardwell, cytując Thoreau. Ale stary Trefethan, łysy i pomarszczony Trefethan podjął cytatę i w ciągu całej godziny następnej czarował nas swem opowiadaniem, stając się wcieleniem żywej Bajki. Z początku sądziliśmy, że Trefethan wypił zbyt wiele whisky po obiedzie. Wprędce jednak wszystko to uległo zapomnieniu.
— Było to w roku 1898, — zaczął. — Miałem wtedy trzydzieści pięć lat. Tak, tak, wiem, że myślicie o tem ile liczę dzisiaj. Macie rację. Dziś więc mam czterdzieści siedem. Jeszcze dziesięć lat i lekarze mówią, że... Ale wreszcie do djabła ze wszystkimi lekarzami.
Przytknął do ust, wysoką, wązką szklankę i sączył wolno napój. Pragnął zapewne stłumić swe rozgoryczenie.
— Ale ostatecznie miałem przecież chyba kiedyś młodość. Dwanaście lat temu byłem jeszcze młodym. Nie miałem wówczas łysiny, a w pasie byłem cienki jak szybkobiegacz. Najdłuższy dzień nie