Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy taka jest, jak się zdaje, przyszłość katolicyzmu, to zgoda reformacyi z nauką nie tylko jest możebną, ale nawet łatwoby nastąpiła, gdyby kościoły protestanckie chciały się stosować do zasady głoszonej przez Lutra, a ustalonej przez tyle lat wojny. Tą zasadą jest prawo tłumaczenia biblii, służące każdemu. Stało się ono podwaliną wolności umysłowej. Lecz jeżeli każdemu wolno tłumaczyć sobie księgi objawione, czyż ma być wzbronionem tłumaczenie ksiąg przyrody? W nieporozumieniach przeszłości winniśmy zawsze mieć na baczeniu słabości ludzkie. Należy, zdaje się, przebaczyć pokoleniom, które żyły zaraz po reformacyi, że nie pojmowały całej doniosłości jej głównej zasady i że nie zawsze ją zastosowywały. Gdy Kalwin skazał Serweta na spalenie, powodował się zasadami nie protestantyzmu, ale katolicyzmu, od którego nie był w stanie otrząsnąć się całkowicie. To samo można powiedzieć o duchowieństwie większych kościołów protestanckich, gdy przezwało ono badaczów przyrodzenia niedowiarkami i bezbożnikami. Do pogodzenia się katolicyzmu z nauką zachodzą ogromne, prawie nieprzebyte przeszkody; dla protestantyzmu ich niema. W pierwszym razie przezwyciężyćby trzeba straszną, nieśmiertelną zawziętość; w drugim odnowić przyjaźń, zachwianą przez nieporozumienie.
Jakiekolwiek mają być przedwstępne wypadki nadchodzącego przełomu umysłowego, który chrze-