Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na mglistych obrazach, gdy z bledniejących zarysów niknącego widoku wynurzają się nowe niewyraźne postacie, uwydatniając się stopniowo i dochodząc do najwyższej jasności, a potem znowu się przeobrażają w inne, tak samo i rodzina płazów nieśmiało się ukazuje, dosięga szczytu i stopniowo chyli się ku upadkowi. Lecz w tem wszystkiem niema nic doraźnego; postacie przedzierają się jedna w drugą niedostrzeżonymi stopniami odcieni.
Czyż mogło być inaczej? Zwierzęta ciepłokrwiste nie mogły istnieć w atmosferze tak przeładowanej kwasem węglowym, jak to było w czasach pierwotnych. Lecz pochłonięcie tego szkodliwego składnika powietrza przez liście roślin pod wpływem światła słonecznego, usunięcie się pierwiastku węglowego do wnętrza ziemi w postaci węgla kamiennego i wywiązanie się tlenu umożebniły im życie. Po takiej zmianie powietrza nastąpić musiało przeistoczenie morza: pozbyło się i ono w znacznej części kwasu węglowego a wapno, dotychczas w niem rozpuszczone, osiadło w stanie stałym. Za każdym równoważnikiem węgla, zakopującym się do ziemi, wydzielał się z morza równoważnik węglanu wapna, niekoniecznie w stanie bezkształtnym, lecz najczęściej w postaci organicznej. Promień słoneczny pełnił swą powinność dzień za dniem, ale trzeba było milionów dni, nim się dzieło dokonało. Było to powolne przej-