Przejdź do zawartości

Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co do tego myliła, jednak położenie jej było takie... Osądź pan sam... Zresztą, dodał lekarz, który to wszystko wypowiedział urywkowo, szybko i z pewnem zmieszaniem się, zdaje mi się, żem się trochę zagalopował. Tak pan nic nie zrozumie... opowiem więc, wszystko po kolei.
Wypił herbatę i zaczął mówić dalej, głosem więcej spokojnym.
— Tak, tak, panie... Mojej chorej było coraz gorzej i gorzej... Szanowny pan nie medyk, nie może więc rozumieć, co się dzieje w duszy lekarza, zwłaszcza w pierwszych latach zawodu, kiedy zaczyna odgadywać, że chorobie rady nie da, że ona jego pokona! Gdzież się podziewa pewność siebie! Człowiek głupieje poprostu! Zdaje mu się, że zapomniał wszystko, co umiał, że chory mu nie dowierza, że otoczenie zauważyło ten brak stanowczości, że patrzy podejrzliwie, że niechętnie mówi o symptomach... Och! fatalnie! Wszakże, myśli sobie taki lekarz, jest na tę chorobę lekarstwo, trzeba je tylko znaleźć. Czy nie to czasem? Próbuje — nie, nie to. Nie da czasu, aby mogło poskutkować jak należy... chwyta się to tego, to owego. Bierze do ręki książkę... no, przecież w niej są recepty!.. Czasem otwiera ją na chybi trafi, myśli: a może to akurat to... A chory tymczasem umiera... a inny lekarz może byłby go ocalił...
Mówisz do otoczenia: trzeba zwołać konsylium, ja odpowiedzialności na siebie brać nie chcę. I wyglądasz wówczas, jak głupiec, jak głupiec! Ma się rozumieć, z czasem można się z tem oswoić. Umarł