Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i przyszłość, a i o swojem, że się tak wyrażę „powołaniu“ nabrałbyś jaśniejszego pojęcia... Lecz zmiłuj się pan — ciągnął dalej, znów zmieniwszy głos, jak gdyby tłomacząc się i usprawiedliwiając — gdzież kto z nas może studyować to, czego jeszcze ani jeden mędrzec nie wpisał w księgę? Bardzo byłbym rad brać lekcye od niego, od ruskiego życia, ale ono milczy, kochane! Zrozumiej mnie, mówi ono i tak; a ja na to nie mam siły; dajcie mi wnioski, przedstawcie konkluzyę... konkluzyę? Oto masz konkluzyę! posłuchaj naszych moskiewskich — śpiewają jak słowiki. Ale to właśnie nieszczęście, że świszczą jak kurskie słowiki, a mówią nie po ludzku. Oto i pomyślałem sobie, pomyślałem: wszakże nauka, zdaje się, wszędzie jedna i prawda jedna, więc puściłem się z Bogiem w obce strony, do „niechrzczeńców...“ Co pan chce, młodość, hardość, nie chciało się przed czasem zapłynąć tłuszczem, chociaż to, jak mówią, zdrowo, ale zresztą, komu natura nie dała mięsa, ten i tłuszczu na swojem ciele nie zobaczy.
— Jednak — dodał, pomyślawszy trochę — zdaje mi się, że obiecałem panu opowiedzieć, jakim sposobem ożeniłem się. Niechże pan posłucha: Naprzód, oświadczam panu, że żony mojej już niema na świecie, a powtóre... powtóre, widzę, że będę musiał opowiedzieć panu moją młodość, bo inaczej nic pan nie zrozumiesz... Czy panu nie chce się spać?
— Nie.
— To bardzo pięknie... Niech pan posłucha, oto w sąsiednim pokoju pan Kantagriuchin tak nie po szlachecku chrapie. Jestem synem niebogatych rodziców, mówię rodziców, dlatego, że według podania, oprócz