Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sledzą nas od Nantes — dodał — łączy się z tem i kradzież listów i obecne więzienie.
Piotr wpadł w gniew straszny, chodził po wązkiej kajucie, rozbijał sprzęty, bił pięścią w stół, w ściany, gdzie się trafiło.
Jerzy stał przy oknie z założonemi rękami, uspokajając Piotra i przypominając mu, że gniew na nic się tutaj nie zda, bo ich jest dwóch, a załoga liczy kilkunastu ludzi. Nagle spostrzegł w ścianie niewielką szparę. Wkrótce przekonał się, że poza nią jest jakaś szafa czy skrytka, a w niej znajdują się jakieś papiery. Nadzieja zbudziła się w sercu Jerzego, powiększył sztyletem otwór, wygiął deskę i wsunąwszy rękę, wziął list leżący na samym wierzchu. W kajucie mrok panował, więc zapalił świeczkę woskową, którą miał zawsze przy sobie, spojrzał na adres i oczy jego zapłonęły radością.
— List do Napoleona Bonaparte — przeczytał głośno.
— Piotr zrazu usta szeroko otworzył, poczem czapkę zdjął z głowy, co było z jego strony nadzwyczajną rzeczą.
— Święta Anno, Święty Antoni Padewski — rzekł głosem wzruszonym — ależ to cud, cud oczywisty!
Po walnej naradzie, wkrótce wydostali się po cichu z kajuty. Majtek, pewny że śpią, zdrzemnął się.
Korzystając z tego, weszli na pokład i nie