Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak, jak on tylko potrafił, że ani jeden włos w wąsach mu się nie poruszył.
Reszta podróży dnia tego odbyła się spokojnie; przenocowali w pierwszym lepszym zajeździe, który spotkali po drodze, a nazajutrz o świcie ruszyli dalej.
Tak było aż do Tulle, gdzie przybyli, nie doznawszy żadnej przygody. Tutaj postanowili dłużej odpocząć. Miasto i obywatele jego służyli rzeczy pospolitej, Piotr czuł się tutaj bezpiecznym, ani przez myśl mu nie przeszło, jakiego rodzaju niebezpieczeństwo może im grozić. Jerzy zdradzał swe pochodzenie, w Piotrze podejrzywano jego sługę, a to wszystko budziło nieufność w tem republikańskiem mieście, nienawidzącem wszystkiego, co pachniało pańskością. Piotr z zupełnym spokojem wprowadził Jerzego do oberży, noszącej godło: „Pod zburzoną Bastylią“, poczem zasiedli wesoło do śniadania. Chłopiec usługujący przypatrywał się im ciekawie i komunikował swoje spostrzeżenia w kuchni.
— Młody ma ręce białe i delikatne, jak hrabianka.
To wystarczało, iż po chwili rozeszła się po mieście wieść, że do oberży „Pod zburzoną Bastylią” zajechało dwóch szpiegów królewskich, z pewnością członków tajnych stowarzyszeń i spisków anty republikańskich.
Po niedługim czasie, pod oknami oberży zebrał się tłum, wrogo usposobiony dla naszych po-