Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Był moim uczniem.
— Uczniem — powtórzył z odcieniem zdziwienia generał — miałżebym szczęście mówić z księdzem Melwy?
— Ja nim jestem — odparł starzec z uśmiechem.
Podali sobie dłonie.
— Bonaparte wiele swemu mistrzowi zawdzięcza; często imię wasze, ojcze, słyszałem wymawiane przez niego ze czcią i uwielbieniem — mówił generał.
— Geniusz sam toruje sobie drogę — odparł ksiądz. — Bonaparte jest geniuszem, on sobie samemu wszystko zawdzięcza.
— Już dziś widać, że jest młodzieńcem niezwykłych zdolności, lecz nie zgodzę się na to, żeby nikomu nic nie zawdzięczał — rzekł po chwili namysłu generał — przynosimy na świat pewne zdolności, talenty, lecz obcowanie z rozumnymi ludźmi, książki, nauka rozwijają je dopiero... Ja, niestety, byłem za ubogi, żeby módz książki kupować i uczyć się. Gdy on się kształcił, ja szyłem kamizelki dla oficerów.
Był pewien odcień zazdrości w mowie generała, kapłan nie brał mu tego za złe, znał bowiem jego przeszłość: twardą była. Hoche pochodził z zupełnie ubogiej, prostej rodziny i jedynie dzięki żelaznej woli z krawca został generałem; rozumiał on dobrze, że wyżej już nie pójdzie, że nie wzbije się nigdy tam, gdzie stanął Napoleon Bonaparte.