Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poczem usiadła na nizkim stołku i poczęła sobie grzać dłonie. Twarz jej kurczył wyraz bólu, czy gniewu, siwa głowa pochylała się ku piersiom, a ręce splatały się, jakby na znak rozpaczy.
Wtem dały się słyszeć trzy uderzenia we drzwi, poczem do pawilonu weszło kilku mężczyzn i poczęli otrzepywać się ze śniegu. Kobieta zbudziła się z myśli posępnych i powstała naprzeciw nich.
— A to pogoda! — rzekł jeden, podając jej rękę na powitanie.
Inni skłonili się jej z daleka.
Tajemnicza Hrabina, gdyż ona to była, wskazała im krzesła, a gdy je zajęli, rzekła głuchym głosem:
— Dziękuję wam, panowie, żeście przybyli na moje wezwanie; nie mogliśmy spotkać się w Paryżu, gdyż od czasa ostatniego naszego zamachu policya uniemożliwia wszystko. Wybrałam ten pawilon w lesie, w nadziei, że nie zwrócimy tutaj uwagi naszych nieprzyjaciół. Będę potrzebowała wkrótce waszej pomocy.
— Jesteśmy na pani rozkazy — rzekł jeden ze sprzysiężonych.
— Tym razem chodzi o wykonanie zamachu na księżniczkę Wandę C., która szkodzi wielce naszym zamiarom. Nie chodzi na razie o jej zabicie, gdyż może być ona korzystnym fantem w naszych rękach, lecz o porwanie jej i uprowadzenie w bezpieczne miejsce... Porwanie z pałacu Tuil-