Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
235
5 SIERPNIA.

niéj nieustanny ruch beczek woziwodów. Leży u stop wzgórza poobrywanego, na samym morskim brzegu. Niedaleko, nieco wprawo, za kilką białemi domkami, poczyna się ogródek u stóp obrywu, z starych drzew podobno tu od czasów tureckich rosnących, brzostów, akacji i t. p. Kawiarnia pod namiotem i Łazienki. Za ogródkiem wychodzi się w długą pustą dolinkę zamkniętą górami wprawo, wlewo morzem i dziwnie malówniczo poszarpanemi skały, które na kilkadziesiąt kroków w morze się posuwając czarnieją fantastycznemi kształty. Skąpawszy się tutaj, poszedłem potém obrywy rysować. Dzikie to, smetne ale, piękne miejsce, należało do Hr. S. Priest, a dziś do P. Sturzy. Na środku doliny, sterczą powywalane skały, i kamienny kurhan, z drewnianym krzyżykiem, wybornie tu umieszczonym. Widok zamyka ściana obrywów, zdających się grozić jeszcze, osunieniem nowém; na lewo brzeg morski najeżony skałami zółtemi, szaremi, czerwonemi. Cała dolinka poryta, bo tu kamienia dostają, i zaczęło nawet piłować płyty w jedném miejscu można porozumiéć czemu tak ła-